-Dziewczyno co ty wygadujesz .?- spytała oburzona babcia wstając gwałtownie.
-Pamiętasz to spotkanie, o którym Ci opowiadałam .? Odziedziczyłam dom i majątek po rodzicach taty.
Babcia opadła na krzesło, a dziadek podszedł bez słowa do okna.
Cisze pierwszy przerwał Sam.
-Zamierzasz nas tak zostawić .?
-Sam.To nie tak. Moje życie nie ma sensu.Nic mnie tutaj nie trzyma. Potrzebuje nowego startu. Nowego pomysłu na przyszłość.
Gerda siedziała załamana przy stole, a Sam ciągle wpatrywał się w okno.
-Rozumiem twój wybór. Możesz się wyprowadzić. Pod jednym warunkiem.
Usłyszałam stanowczy ton Gerdy.
-Jaki .?
-Musisz nas odwiedzać i pisać do nas listy co miesiąc, żebyśmy byli spokojni, że nic Ci nie grozi.
-Oczywiście, że się zgadzam.
Babcia podbiegła do mnie obejmując mnie mocno. Po chwili przyłączył się i Sam. Poszłam do swojego pokoju. Wzięłam gorącą kąpiel. Strumienie wody delikatnie oblewały całe moje ciało. Woda zawsze jakoś mnie uspokaja. Pomaga myśleć, odciąć się od rzeczywistości, uleczyć rany. Wyszłam z pod prysznica jak nowo narodzona. Ubrałam się w pidżamkę i usiadłam przy komputerze. Musiałam jakoś powiadomić moich znajomych o mojej decyzji. Wysłałam każdemu wiadomość o moim zamiarze. Żegnali się ze mną i większość pozytywnie zareagowało na tą wiadomość. Odwołałam jutrzejsze spotkanie z Emmą, abym mogła się spokojnie spakować. Około godziny 1.00 oddałam się do krainy snów.
--------------------------------Dzień wyjazdu Kristi ----------------------------------
Byłam podekscytowana. Nie spałam najlepiej przez 2 ostanie noce. Oczywiście zabieram ze sobą Sisi. Lot miałam o godzinie 7.00 rano.
Wstałam o 6.oo i zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu. Ubrałam się w:
Hazza na lotnisku. |
Włosy rozpuściłam. Do torebki włożyłam telefon i portfel. W bagaż podręczny wpakowałam laptopa. Jadąc na lotnisko rozmyślałam o nowym życiu.
Gdy dojechałam szukałam bramki na lot do Londynu. Była to bramka numer 13, pechowy numer. Jedenasta, dwunasta i .. AŁA... Spotkałam się z czymś twardym po czym wylądowałam na ziemi. Pocierałam ręką o czoło.
-Nic ci nie jest.?- spytała osoba w którą własnie wpadłam.
-Nie to tylko kolejny guz .- zaśmiałam się.
Podniosłam wzrok w górę a moim oczom ukazał się śliczny lokowany,brunet o zielonych oczach.
Podał mi rękę, abym mogła wstać. Dotknęłam jego delikatnej dłoni i już stałam na nogach.
-Na pewno nic Ci się nie stało.- Spytał opiekuńczo loczek.
-Tak przecież od jednego upadku nie umrę. -zaśmiałam się ,a na jego twarzy zagościł uśmiech, któremu towarzyszyły przesłodkie dołeczki.
Patrzeliśmy na siebie jeszcze chwilę.
-Przepraszam, ale muszę już lecieć.
-Dobrze. Do zobaczenia.
-Na pewno.- posłałam mu słodki uśmiech i odeszłam.
Przy bramce stała stewardessa.Usiadłam wygodnie na swoim miejscu w samolocie. Włożyłam słuchawki w uszy i zasnęłam. Obudził mnie znajomy głos. To była ta sama stewardessa, która odbierała bilety. Lądujemy. Gdy wychodziłam z lotniska zamówiłam taksówkę. Podałam adres taksówkarzowi i wyruszyliśmy w drogę. Podróż nie była długa. Kiedy wysiadłam z samochodu. Rozpłakałam się. Nie mogłam w to uwierzyć.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Hey kicie :*
Mam nadzieje ,że wam się spodoba ponieważ akcja się rozkręca.Nawet nie wiecie co się stanie w następnym rozdziale.Teraz stawiam warunek.
2 komentarze = rozdział 8
Jednokierunkowych kicie :* <3
Hazzy ;3
Zajefajne te ostatnie 3 rozdziały. Ciesze się że je końcu dodałaś :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że szybko pojawią się kolejne :)
OdpowiedzUsuńSandra
Fajne czekam na następne :)!
OdpowiedzUsuńpiękny rozdział! <3 idę dalej XD hahahahahhahahahahah xd
OdpowiedzUsuń