środa, 18 września 2013

Spotkanie. Rozdział 2.

-Ach tak .! Czy moglibyśmy się spotkać .? 
-Oczywiście. A w jakim miejscu .? - czekałam na jego wypowiedz zniecierpliwiona.
-Może w parku niedaleko pani domu .?
Szok .! skąd on wie gdzie mieszkam .?
-Dobrze a kiedy .?
-A kiedy ma pani czas.?
-Może dzisiaj o 14 .?
-Dobrze. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Nacisnęłam czerwony klawisz. Odetchnęłam z ulgą ,że miałam już tę rozmowę za sobą. Zerknęłam na zegarek. Godzina 11.00. Zeszłam na dół do kuchni aby zjeść lunch. Uszykowałam kanapki z szynką i poszłam do salonu. Sisi od razu zaczęła się łasić. Dałam jej jedną kanapeczkę i włączyłam telewizor. Przez przypadek włączyłam kanał wiadomości z Londynu.


 "Pewna grupa przestępcza okradła już 11 domów. Prosimy uważać na 5 gangsterów. Jeśli zauważą państwo coś podejrzanego prosimy o kontakt z policją ... '' 


 'I pomyśleć ,że ja tam kiedyś mieszkałam.No cóż to już nie te czasy co kiedyś.'

Zjadłam szybko kanapki i pobiegłam na górę. Długo myślałam co mam na siebie założyć aż w końcu ubrałam niebieską sukienkę.

A włosy związałam w luźnego koka.

           Dobrałam dodatki i włożyłam iPhone'a do małej torebeczki. Zbiegłam po schodach ,zaczepiła mnie babcia Gerda.
-A ty gdzie się wybierasz .? 
-Do parku na spotkanie.
-Dobrze tylko nie wracaj późno.
-Okey. Do zobaczenia.
-Pa 
 Założyłam moje ulubione czarne szpilki,chwyciłam klucze i wyszłam z domu.

   Sprawdziłam czas. Godzina 13.20. Przyspieszyłam kroku bo do parku mam jakieś 30 minut. Była słoneczna pogoda. Był początek lipca więc nie mogłoby być inaczej. 
Po dojściu na miejsce usiadłam na ławce obok stawu z łabędziami. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo tam nie było. Wystraszyłam się trochę ,że jeśli ten cały pan Crom okazałby się zboczeńcem albo złodziejem to nikt by mi nie pomógł. 
Czekałam tak chyba 5 minut patrząc na pływające łabędzie. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie dotyk czyjejś ręki na moim ramieniu. Gwałtownie odwróciłam głowę. 
-Czy pani Kristi Anders .?
-Tak ,a kto pyta .?
-William Crom. - po tych słowach odetchnęłam z ulgą. Mężczyzna był dosyć wysoki. Usiadł obok mnie. W ręku trzymał teczkę ,która mnie bardzo zaciekawiła.
-Więc o jaką sprawę chodziło ?
Otworzył teczkę i wyciągnął jakieś papiery. Przeglądał je każde po kolei. Zatrzymał się na jednym i podał mi. Zaczęłam czytać ,ale nic z tego nie rozumiałam.
-Co to jest .?
-Może ja zacznę od początku...
Wyciągnął jakąś małą karteczkę ,na której było napisane :

'' William Crom.
Prawnik ''

Już nic z tego nie rozumiałam. 
'Po co prawnik zwraca się do mnie' -spytałam sama siebie.
-Chodzi o pani dziadków z Londynu. Państwa Elisabeth i Ivana Anders ,prawda ?
-Tak ,tak nazywają się moi dziadkowie ,ale o co dokładnie chodzi.?
-Zginęli 2 tygodnie temu w wypadku samochodowym. Bardzo pani współczuję.
Nadal nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Jak to moi dziadkowie nie żyją .? Moi najbliżsi. Zaczęłam płakać ...

---------------------------------------------------------------------------------------------
Hey .!
Oto kolejny rozdział. 
Następny będzie jutro.
Jestem chora więc mam dużo czasu na pisanie bloga.
Jednokierunkowych kicie :*
Hazzy ;3  

1 komentarz:

  1. bosh, prawie się popłakałam xD kocham, kocham xD nie umie pisać komentarzy XD <3

    OdpowiedzUsuń